wróć do strony głównej


RÓŻAŃCEM U STÓP KRZYŻA



Często trudno jest chorym cokolwiek czytać, ale szeptać, zwłaszcza „Zdrowaśki” różańcowe, można prawie w każdej sytuacji.



Dnia 31 maja 1983 roku w święto Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny, grupa szesnastu starszych i chorych franciszkanów konwentualnych utworzyła pierwszą wspólnotę, stanowiącą prawdziwą i potężną siłę modlitwy. Natchnieniem dla nich była postawa o.Szymona Kaczmarka, który złożony chorobą raka ofiarował swe modlitwy i cierpienia dla rozwoju Rycerstwa Niepokalanej. Ojciec Szymon zmarł w opinii świętości 10 lutego 1983 roku.

Od tamtego pamiętnego czerwca 1983 roku grupa kapłanów dotkniętych krzyżem cierpienia jako wspólnota cierpiąca i modląca się oddaje Maryi swoje życie oraz nieustannie poświęca swe codzienne modlitwy, ofiary i cierpienia aby umocnić Rycerstwo Niepokalanej w dziele rozszerzania Ewangelizacji Chrystusowej. I chociaż jedni członkowie grupy odeszli już do Pana, to na ich miejsce przyszli nowi chorzy, tworząc niekwestionowany potencjał modlitwy zanoszonej przez ludzi, którzy, wydawałoby się, że już nic więcej zrobić nie mogą. Mogą jednak otaczać swą modlitwą małe i wielkie sprawy. Mając bowiem więcej czasu na nią, chętnie podejmują i ofiarują ją w intencjach przekazywanych im. Często też sami ustalają swoje własne intencje np. z racji czyichś imienin, czyjegoś jubileuszu czy choroby, która dotknęła, któregoś ze współbraci. Wtedy chorzy modlą się za chorych...

Zwykło się mówić, że to my, zdrowi, poświęcamy się dla chorych: zużywamy swoje siły, dajemy swój czas. Ale jest jeszcze druga strona medalu, bo chorzy też coś dają – ofiarę swej modlitwy, głównie za ludzi zdrowych, aby wspierać ich życie bogate w wydarzenia - wstawiennictwem u Boga przez Niepokalaną; a zwłaszcza wspierać ich apostolstwo w głoszeniu Ewangelii...



Oto świadectwo jednego z chorych, ojca Aleksego Wrzoska OFMConv:

„Nauczyłem się, aby wspierać innych modlitwą, cierpieniem i ofiarą. W ciągu ziemskiego życia, bez względu na to, czy jest ono długie czy krótkie, wszyscy spotykamy się z cierpieniem. Tylko człowiek niewierzący może mówić, że cierpienie nie ma sensu, że Boga nie ma, skoro dopuszcza cierpienie. Dla mnie, wierzącego, cierpienie jest wielkim darem, gdyż dzięki niemu odkrywam Boga. Dzięki cierpieniu mogę pomagać innym, ale i przyjąć pomoc od innych, a tym samym ubogacić ich, dając im sposobność bezinteresownej służby i czynienia dobrych uczynków. Bycie przykutym do łóżka i zdanym na bliźniego to dar. Również modlitwa jest umocnieniem i ubogacaniem siebie nawzajem."

Pomimo cierpienia i dolegliwości cielesnych, znajduję wielką radość. Codzienna Eucharystia umacnia mnie, a z innych modlitw najbardziej ukochane są paciorki różańca, które można zawsze szeptać. Wiadomo, że często trudno jest nam chorym coś czytać, ale szeptać nasze „kocham Cię” Jezusowi przez pośrednictwo Maryi, nie wymaga dużo zachodu. Cieszę się z tego, że przychodzą inni i proszą o modlitwę. W ten sposób wciąż czuję się potrzebny”. (wg „Rycerza Niepokalanej” nr 2 (609) luty 2007).

Każdy rycerz Niepokalanej, który z powodu starszego wieku lub choroby (bez względu na wiek) nie jest zdolny brać aktywnego udziału w trudzie szerzenia Ewangelii Chrystusowej dla zdobywania wciąż nowych dusz dla królestwa niebieskiego, może wraz z innymi Rycerzami u Stóp Krzyża stworzyć duchową straż przednią złożoną nie tylko z osób zakonnych. Dobrze zrozumieli to cierpiący Rycerze Niepokalanej, którzy od pewnego czasu zaczęli tworzyć podobne grupy świeckie i tak Rycerstwo Niepokalanej u Stóp Krzyża zaczęło się rozszerzać. Wielu bowiem chorych mając świadomość, że jest to bardzo potrzebna armia ludzi, zaczęło zrzeszać się pod sztandarem RNSK, tworząc armię codziennie modlących się i ofiarujących swe cierpienie w intencji tych rycerzy, którzy pod sztandarem Niepokalanej oddają swe siły, zdolności i wysiłki głoszeniu Ewangelii na całym świecie.

Tak więc nowe ogniska RNSK powstały i wciąż powstają wśród katolików dotkniętych krzyżem choroby, którzy oddają Maryi swoje życie i Jej poświęcają swoje codzienne modlitwy, ofiary oraz cierpienia, aby umocnić Rycerstwo Niepokalanej w dziele rozszerzania Ewangelii Chrystusowej.


reprod. ze strony: wiara.pl fot.Henryk Przondziono

Jak zostać członkiem Rycerstwa Niepokalanej u Stóp Krzyża ?

Członkiem RNSK może zostać każdy, kto należy do Rycerstwa Niepokalanej (MI), albo specjalnie na tę okoliczność zapisze się do niego. Informację o tym, jak zapisać się do Rycerstwa Niepokalanej krok po kroku – można znaleźć pod adresem:

http://www.niepokalanow.pl/mi/index.php?spis=rnsk&kat=about.

Następnie trzeba będzie wypełnić dodatkowy formularz członkowski, czyli zobowiązanie do ofiarowania w intencji MI wszystkich cierpień i dolegliwości życiowych. Wzór Formularza Zapisu do Rycerstwa Niepokalanej u Stóp Krzyża (RNSK) można znaleźć na stronie:

http://mi-polska.pl/?jak-zostac-czlonkiem-rnsk

Wypełniony formularz należy wysłać na adres:

RNSK

ul. Teresińska 32, 96-515 Teresin

tel. 0-46 864 42 06

Więcej o Rycerstwie Niepokalanej u Stóp Krzyża można przeczytać pod adresem:

http://www.rycerz.franciszkanie.pl/2008/index.php?nr=02&id=5

O Rycerstwie Niepokalanej u Stóp Krzyża w Bełchatowie i w Gdańsku, na stronach:

http://belchatowscjmi.blox.pl/2007/02/Czym-jest-Rycerstwo-Niepokalanej-u-Stop-Krzyza.html

http://www.mi.franciszkanie.gdansk.pl/index.php?a=21

http://www.gdansk.franciszkanie.pl/wspolnoty/mi/



Na pograniczu życia i śmierci

Przez pierwsze 10 lat od założenia Radia Maryja posługiwał w nim bardzo lubiany redemptorysta ojciec Jan Mikrut - człowiek prawdziwej wiary, mądry, radosny ze specyficznym poczuciem humoru, który mimo nienajlepszego zdrowia wnosił pogodę do audycji, które często prowadził. Jednak ta - z pozoru niewinna – ale wyczerpująca praca, po kilku latach niespodziewanie wytrąciła go z regularnej posługi na antenie i nagle znalazł się na pograniczu życia i śmierci. A kiedy już mógł utrzymać długopis w słabej dłoni, zapisał na „R-ce” kilka swych myśli, jakby pragnąc przekazać to, co najważniejsze w tych dramatycznych chwilach, gdy walczył o przeżycie:

„Przypominam sobie czasy Krakowskiej Wspólnoty Studenckiej "Na Górce" u Redemptorystów. Był w niej również Maciej K., dziś kamilianin. W jednej z rozmów, w której padały pytania o granice naszych zaangażowań w sprawy Kościoła i drugich (wymiar społeczny Kościoła), Maciej odpowiedział krótko: "do pierwszego zawału"! Śmieję się teraz z tego programu: Macieju, mam go już za sobą ! A jaki jest program Pana ? Może szybsze niż wyobrażają to sobie przyjaciele - odejście... Niech Pan we wszystkim będzie uwielbiony ! A może teraz do następnego zawału, czy... bądźmy konsekwentni, zatoru, który... Mam jednak nadzieję, że jeszcze nie teraz...

Teraz... Teraz jest czas pójścia za Panem na drogach życia kapłańskiego i zakonnego w zaangażowaniu całkowitym dla Kościoła i dla drugich. Młodzi... Teraz... Teraz... Teraz... teraz... teraz... Zawsze liczy się teraz... Kto jest pewien, że dożyje jutra ?! Zawsze liczy się teraz... Czym się Wam, Kochani, odpłacę ! Moja modlitwa niedoskonałą, szarpana, sytuacyjna, sprowadzona do krótkich aktów strzelistych niż systematycznej modlitwy. Teraz... Na początku nawet paciorki różańca przesuwały się nieporadnie, a personel często znajdował różaniec w pieleszach...” („Rodzina Radia Maryja” nr 3/1999 – tam znajdziesz całość)... Bo z różańcem nigdy nie rozstawał się.



Wytrwać dzięki Psalmom i Różańcowi

Córki Zmartwychwstania w Kigali (Rwanda) codziennie odmawiają Psalm 120 „Ufamy Bogu Panu świata” – pisze przełożona matka Marie Rose. Jak podkreśla, psalmy oraz codzienna adoracja, która trwa od 15.30 do 17.30 i po której następuje Różaniec, pozwalają siostrom wytrwać [w tej strasznej dobie światowej pandemii].

W rwandyjskich domach sióstr nikt jeszcze nie zaraził się koronawirusem. Jednak ze względu na zakaz wychodzenia z domów zakonnice utraciły możność zarabiania drobnych kwot na przykład w przychodni czy w przedszkolu. Rezerwy, którymi dzieliły się z biednymi uległy wyczerpaniu. Siostry zewsząd słyszą o napaściach, zabójstwach, strachu i panice” („Pomoc Kościołowi w potrzebie” nr 4-5/20230), więc ich Różaniec jest pod autentycznym krzyżem.

Podziękowanie Panu Bogu za dar życia

„Dr Anita Stola, lekarz neonatolog z Phoenix w Arizonie (USA) opowiedziała o pięknym spotkaniu małżonków, rodziców, które ukazuje jak ważne i piękne jest każde życie. Także to, które trwa tylko kilka chwil.

Dwa lata temu spotkałam Martę i Marcina, rodziców dwójki dzieci. Oczekiwali na trzecie dziecko. Około 18 tygodnia jego życia dowiedzieli się, że ich córeczka Oktawia ma złożoną wadę serca oraz zespół genetyczny – potrójny chromosom 18, zespół Edwardsa. Większość tych dzieci umiera jeszcze w łonie mamy. 50% dzieci rodzi się w terminie, ale prawie 90% umiera w pierwszym dniu życia.

Kiedy poznałam Martę i Marcina, uderzył mnie ich spokój, zaufanie, wiara... Po kilku miesiącach ustalono termin cesarskiego cięcia. W sali operacyjnej było sporo osób: lekarz ginekolog, mąż Marty, ksiądz. Rodzicom bardzo zależało na tym, by dziecko ochrzcić. Nie wiedzieliśmy czy będzie żyć minuty czy godziny, ile mamy czasu. W momencie kiedy zaczynał się zabieg, Marta poprosiła nas wszystkich, żebyśmy zaczęli odmawiać Różaniec. Modliliśmy się właściwie płacząc. Oktawia urodziła się przy słowach „Zdrowaś Maryjo”. Potem, ponieważ serduszko biło bardzo wolno, dziewczynka została ochrzczona i przewieźliśmy ją do pokoju obok. Chcieliśmy dać rodzinie trochę prywatności, by mogli wspólnie spędzić dany im czas. Wchodziłam tam co kilkanaście minut, sprawdzając jak ma się Oktawia. Widziałam, że oni cały czas trwają na modlitwie. To była ciągła, głęboka modlitwa, której towarzyszył spokój.

Oktawia była przytulana przez tatę, gdyż mama nie miała za wiele sił. Po około dwóch godzinach zorientowałam się, że dziecku zostało już bardzo mało czasu. Serduszko biło coraz wolniej. Wówczas poprosiłam Martę, by wzięła Oktawię na ręce. Mniej więcej w tym samym czasie dołączyło do nas rodzeństwo dziewczynki: czteroletni chłopiec i dwuletnia dziewczynka. Całą rodzina zaśpiewała Oktawii Hapy birthday, po czym dwulatka powiedziała: „Baye, baye Baby”. Przyłożyłam stetoskop do piersi malucha i nie usłyszałam już bicia serduszka. Powiedziałam: „Oktawia już odeszła. Jest już z naszym Panem”. Spodziewałam się płaczu, rozpaczy rodziców, gniewu. Tymczasem Marta uśmiechnęła się ze łzami w oczach i podziękowała Panu Bogu za dwie piękne godziny, które mogła spędzić ze swoją córką. Podziękowała za to, że mogła ją poznać. Podziękowała Panu Bogu za dar życia.

Piękne doświadczenie dla mnie jako matki, kobiety, lekarza i katoliczki” („Podziękowanie Panu Bogu za dar życia” - „Dobre Nowiny” marzec 2020 – tam znajdziesz całość).


reprod. z „Rycerza Niepokalanej” nr 2/2007

Białogłowy pod krzyżem

„Było tam również wiele niewiast, które przypatrywały się z daleka. Szły one za Jezusem z Galilei i usługiwały Mu. Miedzy nimi była Maria Magdalena, Maria, Matka Jakuba i Józefa oraz matka synów Zebedeusza” (Mt 27,55-56). Takie wierne kobiety towarzyszyły Jezusowi nie tylko wtedy gdy nauczał, kiedy rozmnażał chleb i ryby, kiedy uzdrawiał chorych, ale i wtedy, gdy na krzyżu wydał ostatnie tchnienie. Bo tak już jest na świecie, że kobiety wszystkich czasów, wszystkich narodów i plemion poznały czym jest krzyż. I krzyża się nie boją.

„A co powiedzielibyśmy o dzisiejszych białogłowach pod krzyżem ? Czy znamy ich imiona ? Ich oblicza ? A w ogóle, to kim one są, te współczesne niewiasty pod krzyżem...? Są z Etiopii, Kenii, Indii, Hiszpanii, z Czech, i z Polski, i z całego świata. Przykładem mogą być Misjonarki Miłości Matki Teresy z Kalkuty. Służą w obcych sobie krajach. Piorą, sprząt5ają, gotują, pielęgnują i wychowują; posługują najbardziej biednym i potrzebującym w domach, w hospicjach i na ulicy, i... modlą się na różańcu przed Najświętszym Sakramentem, i idąc po zakupy. Różaniec zawsze wisi u ich boku. Ich praca jest niewidoczna - bo codzienna. Przecież każdego dnia trzeba ugotować, uprać i posprzątać. Ich krzyż również jest niewidzialny – bo schowany za uśmiechem wśród różańcowych koralików. A my nawet nie znamy ich imion.

Są też i takie białogłowy, które wykonują tę samą domową pracę, a nierzadko muszą jeszcze gdzieś "dorabiać", bo brakuje pieniędzy w domowym budżecie. One też sprzątają, gotują, wyprawiają dzieci do szkoły i pomagają w odrabianiu lekcji. A w wolnej chwili zmęczone "opadają" na fotel i z ręką w kieszeni fartucha, przesuwają koraliki, nieruchomymi wargami szepcąc: "Zdrowaś Maryjo...". Ich praca jest również niedostrzegana i niedoceniana. Nie otrzymują za to braw. Ich krzyż – często milczący, pogodzony z losem i ukrywany pod łzami wylewanymi w gwiaździstą noc. One wiedzą, że nikt i nic ich nie zastąpi w rodzeniu, karmieniu i wychowywaniu. Bo nikt i nic nie zastąpi ich matczynego serca...

Białogłowy pod krzyżem. Modlą się za nas, za rodziny, za świat. Jak umieją, jak potrafią...” (Andrzej Ziółkowski. Niemcy – „Nadzieja i życie” nr 4/2016 – tam znajdziesz całość).



„Trzymajcie Różaniec mocno w woli. Odmawiajcie w oschłości i z wysiłkiem, uporem wiary, z męstwem ducha i nie traćcie zaufania, które ma wielką zapłatę. Całe niebo nie jest bierne, śledząc ten wasz wysiłek” (MB do Barbary Kloss).

wróć do strony głównej